Po całym mieszkaniu porozrzucane ubrania. Tu mała sterta, tu większa, a jeszcze gdzie indziej ogromna kupka kolorowych ciuchów. Wyjazd na rok czasu i nie wiadomo co wziąć ze sobą, żeby się nie przedźwigać. Wiadome jest, że jeżeli mamy zamiar odwiedzić różne kraje, to trzeba się liczyć z tym, że spotkamy się z różnymi klimatami, co za tym idzie... Trzeba wziąć zarówno ciepłe ubrania typu polar i ciepła kurtka, jak i bluzki na ramiączka i bikini. Żeby to było takie proste... Blondynka najchętniej zabrałaby ze sobą całą swoją garderobę, ale niestety pojemność plecaka była dosyć ograniczona. Matko... Dlaczego nie mogła urodzić się facetem? Pakowanie byłoby wtedy o wiele prostrze. Zabrać tylko najpotrzebniejsze rzeczy i tyle, a tak? Bluzka taka, owaka... Cholera! Najlepiej dać to Marcosowi niech on to za nią zrobi. Przynajmniej nie będzie patrzeć na kolor tylko wrzuci co popadnie, a ona będzie musiała nosić to, co ona wybrał. Alexandra usiadła na swoim dużym łóżku i spojrzała na swój plecak oraz stertę poukładanych ciuchów leżących obok niego. I to miało się zmieścić? Zaśmiała się do siebie i położyła na miękkim posłaniu cicho jęcząc i kładąc na twarzy niewielką poduszkę. Kobieto... Weź się w garść, jesteś silna i zawsze sobie dajesz radę. No już ruszaj te swoje szanowne cztery litery i do roboty! - skarciła się w myślach i stanęła na równe nogi wypuszczając powietrze z płuc. Dwie kolejne godzinki i plecach był gotowy. Wzięła niewielką karteczkę, na której miała zapisane najpotrzebniejsze rzeczy do wzięcia i odhaczyła to, co jej zostało. To jest, to jest... Cholercia. Została jedna najważniejsza rzecz. Wyciągnęła telefon z kieszeni i wybrała dobrze jej znany numer. Przystawiła komórkę do ucha i odczekała dwa sygnały za czym po drugiej stronie ktoś się odezwał.
- Skarbie... Spakowany już jesteś? Bo wiesz... Zabieram cię na zakupy!
- Zakupy? Alex proszę cię... W środę wyjeżdżamy, a ty myślisz o zakupach? Przecież masz masę ubrań... Po co ci kolejny kilogram szmatek? Wybierz coś z tego co masz w szafie...
- Marcos... Czy chcesz, żebym przy najbliższej możliwej okazji pozbawiła cię życia? Nie, a więc właśnie. Szmatek mam dużo i wiem o tym, bo sama się przekonałam pakując i nie mogąc wybrać co ze sobą zabrać, ale mniejsza o to. Musisz mi pomóc kupić... No coś fajnego. Dowiesz się w sklepie i nie przyjmuję odmowy.
- Ale... - próbował coś powiedzieć, jednak jego dziewczyna była szybsza.
- Kochasz mnie?
- Tak, ale...
- Więc widzę cię u siebie najpóźniej za godzinę. Paaaa! - jednym kliknięciem na czerwonej słuchawce zakończyła rozmowę. Wiedziała, że brunet zrobi dla niej wszystko i czasem to wykorzystywała udając rozkapryszoną dziewczynkę. Tak w zasadzie nią nie była, ale niekiedy, gdy chciała coś mieć... Trzeba zrobić słodkie oczka i ładnie się uśmiechnąć lub po prostu nie dopuścić Marcosa do zdania. Sam brunet czasami się zastanawiał jak z nią wytrzymuję, ale co się nie robi dla miłości. Bądź co bądź po tym telefonie sam nie wiedział czy wytrzyma z nią przez dwanaście miesięcy non stop. No cóż... Jak człowiek nie spróbuje, to się nie przekona. Najwyżej gdzieś w przytulnej zatoczce z dala od ludzi się pozabijają jakimiś maczugami czy maczetami. Marcos zabrał z komody kluczyki od samochodu, po czym wyszedł z mieszkania zamykając je i kierując się na parking. Otworzył auto i po chwili odjechał spod budynku kierując się w miejsce zamieszkania swojej dziewczyny. Po niecałych 20 minutach dotarł na miejsce, gdzie zaparkował i ruszył w dobrze mu znane miejsce. Stanął przed drzwiami z numerem 16 i zadzwonił dzwonkiem. Kilka sekund i drzwi od mieszkania otworzyły się,a z pomieszczenia wyskoczył nie kto inny jak Alexandra gotowa do wyjścia. Ucałowała w przelocie swojego chłopaka, po czym zamknęła drzwi, chwyciła go za rękę i pociągnęła schodami na dwór. Wsiedli do jego samochodu i pojechali do centrum handlowego. Marcos zastanawiał się co takiego blondynka chcę kupić jak nie ubrania. Ona zawsze miała postrzelone pomysły, więc wszystkiego mógł się po niej spodziewać. Weszli do wielkiego budynku, który naokoło był zbudowany ze szkła i Alex pociągnęła go w stronę sklepu elektronicznego. Znalazła jakiegoś miłego pana, który mógłby pomóc jej w wyborze lustrzanki. Tak! W końcu podróż trzeba upamiętnić dobrymi zdjęciami, a zwykłą cyfrówką dużo się nie zrobi. Brunet zaśmiał się widząc słodką minę swojej dziewczyny. Sprzedawca zaczął im pokazywać najnowsze i najlepsze modele aparatów. Marcos czuł, że to nie będzie łatwy wybór. Każda z nich prześcigała drugą bajerami i jakością robionych zdjęć. Po godzinie oglądania tych cudeniek udało im się wybrać tą jedną i najlepszą ze wszystkich lustrzanek. Czy najlepszą... No to właściwie okaże się podczas podróży, jednak mieli już sprzęt, którym uwiecznią każdą chwilę spędzoną w najdalszym zakątku świata. Wrócili do mieszkania Alexnadry, gdzie rozpakowali i złożyli aparat.
- Marcos uśmiechnij się! - pisnęła blondynka i zrobiła ukochanemu zdjęcie z zaskoczenia. Spojrzała na niewielki wyświetlacz na czarnym panelu i zaczęła się śmiać. Szeroko otworzone oczy oraz buzia jej chłopaka wyglądała... Jak jakieś ufo. Marcos zmroził ją wzrokiem i zabrał jej aparat usuwając zdjęcie. Usiadł za dziewczyną i musnął ustami jej policzek, cykając fotkę.
- Pierwsze zdjęcie przed wyjazdem na pamiątkę. Tak na dobry początek. - spojrzał na wyświetlacz i uśmiechnął się widząc zrobione zdjęcie. Wiedział, że jeszcze nie raz zrobią podobne tylko z innym krajobrazem za ich plecami.
- Skarbie... Spakowany już jesteś? Bo wiesz... Zabieram cię na zakupy!
- Zakupy? Alex proszę cię... W środę wyjeżdżamy, a ty myślisz o zakupach? Przecież masz masę ubrań... Po co ci kolejny kilogram szmatek? Wybierz coś z tego co masz w szafie...
- Marcos... Czy chcesz, żebym przy najbliższej możliwej okazji pozbawiła cię życia? Nie, a więc właśnie. Szmatek mam dużo i wiem o tym, bo sama się przekonałam pakując i nie mogąc wybrać co ze sobą zabrać, ale mniejsza o to. Musisz mi pomóc kupić... No coś fajnego. Dowiesz się w sklepie i nie przyjmuję odmowy.
- Ale... - próbował coś powiedzieć, jednak jego dziewczyna była szybsza.
- Kochasz mnie?
- Tak, ale...
- Więc widzę cię u siebie najpóźniej za godzinę. Paaaa! - jednym kliknięciem na czerwonej słuchawce zakończyła rozmowę. Wiedziała, że brunet zrobi dla niej wszystko i czasem to wykorzystywała udając rozkapryszoną dziewczynkę. Tak w zasadzie nią nie była, ale niekiedy, gdy chciała coś mieć... Trzeba zrobić słodkie oczka i ładnie się uśmiechnąć lub po prostu nie dopuścić Marcosa do zdania. Sam brunet czasami się zastanawiał jak z nią wytrzymuję, ale co się nie robi dla miłości. Bądź co bądź po tym telefonie sam nie wiedział czy wytrzyma z nią przez dwanaście miesięcy non stop. No cóż... Jak człowiek nie spróbuje, to się nie przekona. Najwyżej gdzieś w przytulnej zatoczce z dala od ludzi się pozabijają jakimiś maczugami czy maczetami. Marcos zabrał z komody kluczyki od samochodu, po czym wyszedł z mieszkania zamykając je i kierując się na parking. Otworzył auto i po chwili odjechał spod budynku kierując się w miejsce zamieszkania swojej dziewczyny. Po niecałych 20 minutach dotarł na miejsce, gdzie zaparkował i ruszył w dobrze mu znane miejsce. Stanął przed drzwiami z numerem 16 i zadzwonił dzwonkiem. Kilka sekund i drzwi od mieszkania otworzyły się,a z pomieszczenia wyskoczył nie kto inny jak Alexandra gotowa do wyjścia. Ucałowała w przelocie swojego chłopaka, po czym zamknęła drzwi, chwyciła go za rękę i pociągnęła schodami na dwór. Wsiedli do jego samochodu i pojechali do centrum handlowego. Marcos zastanawiał się co takiego blondynka chcę kupić jak nie ubrania. Ona zawsze miała postrzelone pomysły, więc wszystkiego mógł się po niej spodziewać. Weszli do wielkiego budynku, który naokoło był zbudowany ze szkła i Alex pociągnęła go w stronę sklepu elektronicznego. Znalazła jakiegoś miłego pana, który mógłby pomóc jej w wyborze lustrzanki. Tak! W końcu podróż trzeba upamiętnić dobrymi zdjęciami, a zwykłą cyfrówką dużo się nie zrobi. Brunet zaśmiał się widząc słodką minę swojej dziewczyny. Sprzedawca zaczął im pokazywać najnowsze i najlepsze modele aparatów. Marcos czuł, że to nie będzie łatwy wybór. Każda z nich prześcigała drugą bajerami i jakością robionych zdjęć. Po godzinie oglądania tych cudeniek udało im się wybrać tą jedną i najlepszą ze wszystkich lustrzanek. Czy najlepszą... No to właściwie okaże się podczas podróży, jednak mieli już sprzęt, którym uwiecznią każdą chwilę spędzoną w najdalszym zakątku świata. Wrócili do mieszkania Alexnadry, gdzie rozpakowali i złożyli aparat.
- Marcos uśmiechnij się! - pisnęła blondynka i zrobiła ukochanemu zdjęcie z zaskoczenia. Spojrzała na niewielki wyświetlacz na czarnym panelu i zaczęła się śmiać. Szeroko otworzone oczy oraz buzia jej chłopaka wyglądała... Jak jakieś ufo. Marcos zmroził ją wzrokiem i zabrał jej aparat usuwając zdjęcie. Usiadł za dziewczyną i musnął ustami jej policzek, cykając fotkę.
- Pierwsze zdjęcie przed wyjazdem na pamiątkę. Tak na dobry początek. - spojrzał na wyświetlacz i uśmiechnął się widząc zrobione zdjęcie. Wiedział, że jeszcze nie raz zrobią podobne tylko z innym krajobrazem za ich plecami.
Para siedziała w samochodzie przyjaciela sprawdzając czy wszystko zabrali. Jeżeli o czymś zapomną, cała podróż na nic... Najważniejsze były dowody tożsamości, bez nich ani rusz. Nie przekroczą granicy, a już możliwość lotu samolotem... Bez szans.
- Kosmetyki?
- Mam.
- Aparat?
- Mam.
- Paszport.
- Jest!
- No to... Ruszamy w podróż kochanie. Pożegnaj się ze swoim mieszkaniem, bo zobaczysz go dopiero za rok. - brunet zaśmiał się zapinając pasy. Jego przyjaciel Fernando odpalił silnik i nacisnął pedał gazu ruszając naprzód.
- Stop! - samochód nagle zatrzymał się. - Zamknęłam drzwi?
- Nie... Ja to zrobiłem. - Marcos zaśmiał się całując blondynkę w czoło. - No już nie martw się, wszystko zabraliśmy i zrobiliśmy. Odpręż się i pomyśl co nas czeka. Fer ruszaj, bo spóźnimy się na samolot. - szatyn posłusznie ponownie ruszył w stronę lotniska. Po kilkunastu minutach znaleźli się na miejscu. Srebrne Audi zatrzymało się na parkinu. Para wyszła z samochodu i zabrała swoje bagaże. Pożegnali się Fernando i ruszyli do budynku, gdzie czekała ich odprawa do Japoni. Udali się do odpowiedniego terminalu. Wszystko potoczyło się sprawnie i szybko, dzięki czemu po niedługim czasie siedzieli już w samolocie, czekając na wylot. Tu wszystko się zaczyna... Podróż zaczynają w Meksyku i również w tym miejscu za dwanaście miesięcy ją skończą. Blondynka oparła się o miękki materiał na fotelu i chwyciła rękę Marcosa lekko ją ściskając. Przed nimi Japonia... Tokio, Osaka i masę ludzi ze skośnymi oczami. Coś nowego, co nie zawsze podoba się ludziom i sama Alexandra nie była do tego państwa pozytywnie nastawiona. Zastanawiała się czy po tej wizycie to się zmieni. Czy spojrzy na ten kraj w innym świetle i czy coś ją w nim urzeknie. Odliczanie do startu i samolot ruszył wzbijając się w powietrze. Alex położyła głowę na ramieniu Marcosa i przymknęła powieki, by po chwili dopłynąć do krainy Morfeusza.
- Kosmetyki?
- Mam.
- Aparat?
- Mam.
- Paszport.
- Jest!
- No to... Ruszamy w podróż kochanie. Pożegnaj się ze swoim mieszkaniem, bo zobaczysz go dopiero za rok. - brunet zaśmiał się zapinając pasy. Jego przyjaciel Fernando odpalił silnik i nacisnął pedał gazu ruszając naprzód.
- Stop! - samochód nagle zatrzymał się. - Zamknęłam drzwi?
- Nie... Ja to zrobiłem. - Marcos zaśmiał się całując blondynkę w czoło. - No już nie martw się, wszystko zabraliśmy i zrobiliśmy. Odpręż się i pomyśl co nas czeka. Fer ruszaj, bo spóźnimy się na samolot. - szatyn posłusznie ponownie ruszył w stronę lotniska. Po kilkunastu minutach znaleźli się na miejscu. Srebrne Audi zatrzymało się na parkinu. Para wyszła z samochodu i zabrała swoje bagaże. Pożegnali się Fernando i ruszyli do budynku, gdzie czekała ich odprawa do Japoni. Udali się do odpowiedniego terminalu. Wszystko potoczyło się sprawnie i szybko, dzięki czemu po niedługim czasie siedzieli już w samolocie, czekając na wylot. Tu wszystko się zaczyna... Podróż zaczynają w Meksyku i również w tym miejscu za dwanaście miesięcy ją skończą. Blondynka oparła się o miękki materiał na fotelu i chwyciła rękę Marcosa lekko ją ściskając. Przed nimi Japonia... Tokio, Osaka i masę ludzi ze skośnymi oczami. Coś nowego, co nie zawsze podoba się ludziom i sama Alexandra nie była do tego państwa pozytywnie nastawiona. Zastanawiała się czy po tej wizycie to się zmieni. Czy spojrzy na ten kraj w innym świetle i czy coś ją w nim urzeknie. Odliczanie do startu i samolot ruszył wzbijając się w powietrze. Alex położyła głowę na ramieniu Marcosa i przymknęła powieki, by po chwili dopłynąć do krainy Morfeusza.
Na taśmie przemieszczały się kolorowe walizki turystów. Brunet wraz ze swoją dziewczyną szukali wzrokiem swoich plecaków. Po chwili Marcos złapał zielony plecak podając go Alexandrze oraz swój biorąc na plecy. Zmęczenie dawało się we znaki, jedyne czego teraz pragnęli to wygodnego łóżka i snu. Wyszli z lotniska i wzięli taksówkę. Jeden problem stanął im na przeszkodzie... Japoński. Nie znali tego języka, ale postanowili spróbować z angielskim. Na szczęście kierowca jako tako ogarniał ten język i bez problemu dogadali się pod jaki hotel ma ich zawieść. Spakowali plecaki do bagażnika i zajęli miejsca na tyle samochodu. Pan prowadzący samochód ruszył, a oni podziwiali widoki za oknem. Zatłoczone i rozświetlone ulice, zupełnie jakby to nie był środek nocy, a wręcz przeciwnie południe, tyle że z ciemnym niebem. Zaskoczeniem dla nich było to jak ci ludzie tu się ubierali. Kolorowe stroje, czasem nawet dosyć kontrowersyjne, dziecinne tzw. Lolity - nie dziewczynka, ale i nie kobieta. Wszystko było takie inne od tego co znali i z czym stykali się w Meksyku. Po kilkudziesięciu minutach dojechali do celu. Zapłacili kierowcy za kurs i zabrali swoje bagaże. Alexandra spojrzała na hotel i ją zamurowało.
- Ciekawe jak jest w środku... Powiem szczerze, że w internecie nie robiło to takiego wielkiego wrażenia. - zaśmiał się brunet i złapał rękę swojej dziewczyny. - Chodź, zameldujemy się i idziemy spać, a jutro przygotuj się na zwiedzanie Tokio.
- Wiesz co? Aż się boję, co nas tutaj czeka. - Alex pokręciła głową śmiejąc się cicho. - Zobaczysz po kilku dniach, będę się kłaniać jak oni przy każdej możliwej okazji. - powiedziała i ukłoniła się kamerdynerowi stojącemu przy drzwiach.
- Już to robisz. - zaśmiał się i podszedł do recepcji, gdzie po chwili rozmowy dostał dwie karty do pokoju numer 526. Podziękował elegancko ubranej kobiecie i chwytając w drodze pewną ulotkę, ruszył z blondynką do windy, by po chwili wjechać na odpowiednie piętro. Przeszli przez sporawy korytarz szukając ich numerka na drzwiach. W końcu na prawie samym końcu znaleźli i otworzyli je za pomocą kolorowej karty. Weszli do środka i widok jaki ujrzeli, dosłownie zbił ich z tropu. - Luksus... - wyszeptał brunet i wskoczył na miękkie łóżko wykopując buty, gdzieś w kąt.
- Luksus luksus... Ale nie przyzwyczajaj się tak, bo na pewno namioty nie raz się przydadzą. - zaśmiała się Alexandra. - Ja idę wziąć kąpiel... - zdjęła buty i wypakowała z plecaka kosmetyczkę oraz koszulkę nocną. Pokręciła głową widząc uśmiechniętego od ucha do ucha bruneta i poszła do pod prysznic. Marcos zdjął bluzę i wziął do ręki zabraną z recepcji ulotkę. Miał szczęście, gdyż była w dwóch językach, a angielski znał. "Love Hotel" - przeczytał na kolorowej kartce. Gdzieś już o tym słyszał... Słynne japońskie Hotele miłości. Możesz wynająć pokój na noc, a później zabawiać się z kobietą na różne sposoby... Skoro już tu są... Mają poznawać uroki i zwyczaje państw... To czemu by nie spróbować? Z rozmyślań wyrwał go dźwięk otwieranych drzwi łazienkowych, z których wyszła Alexandra. Schował szybko ulotkę do kieszeni i się uśmiechnął. - Co tam schowałeś?
- Co? Ja? Gdzie? - udał, że nie rozumie o co chodzi jego dziewczynie.
- No ta karteczka, którą schowałeś do kieszeni. - powiesiła ręcznik na oparciu fotela i wsunęła się pod niebieską kołdrę.
- Wszystko widzisz... - zaśmiał się i podał jej ulotkę wstając z łóżka i podchodząc do swojego plecaka, żeby wyjąc z niej potrzebne do kąpieli rzeczy.
- Hotel miłości? - spojrzała na niego unosząc brwi.
- No... To dosyć popularne w tym kraju. Tak przypadkiem zobaczyłem w recepcji i chciałem zobaczyć co to.
- Chcesz tam iść?
- No wiesz... Skoro mamy korzystać z tej podróży i poznawać różne rzeczy to... Możemy skorzystać również z tego prawda?
- Seks już w drugi dzień? - blondynka zaśmiała się i rzuciła w bruneta poduszką.
- Kotku nie złość się... No zobacz jakie tam pokoje mają...
- Tak własnie widzę... Z łańcuchami, gdzie można przypiąć ręce i nogi. Chcesz, żebym cię torturowała?
- Hmm... Myślę, że możemy na zmianę. - wykrzywił usta w szerokim uśmiechu.
- Marcos! - po raz kolejny rzuciła w niego poduszką, ale tym razem czekoladowooki uniknął ciosu i czmychnął szybko do łazienki. Alexandra pokręciła głową z rozbawieniem i odłożyła ulotkę na stolik. Fakt ma to być podróż ich życia, w której mają spróbować wszystkiego co tylko można. Wtuliła głowę w mięciutką poduszkę i przymknęła oczy. Jutro się okaże co będą robić... Nic nie jest zaplanowane, przez rok mają żyć z dnia na dzień nie martwiąc się o nic.
- Ciekawe jak jest w środku... Powiem szczerze, że w internecie nie robiło to takiego wielkiego wrażenia. - zaśmiał się brunet i złapał rękę swojej dziewczyny. - Chodź, zameldujemy się i idziemy spać, a jutro przygotuj się na zwiedzanie Tokio.
- Wiesz co? Aż się boję, co nas tutaj czeka. - Alex pokręciła głową śmiejąc się cicho. - Zobaczysz po kilku dniach, będę się kłaniać jak oni przy każdej możliwej okazji. - powiedziała i ukłoniła się kamerdynerowi stojącemu przy drzwiach.
- Już to robisz. - zaśmiał się i podszedł do recepcji, gdzie po chwili rozmowy dostał dwie karty do pokoju numer 526. Podziękował elegancko ubranej kobiecie i chwytając w drodze pewną ulotkę, ruszył z blondynką do windy, by po chwili wjechać na odpowiednie piętro. Przeszli przez sporawy korytarz szukając ich numerka na drzwiach. W końcu na prawie samym końcu znaleźli i otworzyli je za pomocą kolorowej karty. Weszli do środka i widok jaki ujrzeli, dosłownie zbił ich z tropu. - Luksus... - wyszeptał brunet i wskoczył na miękkie łóżko wykopując buty, gdzieś w kąt.
- Luksus luksus... Ale nie przyzwyczajaj się tak, bo na pewno namioty nie raz się przydadzą. - zaśmiała się Alexandra. - Ja idę wziąć kąpiel... - zdjęła buty i wypakowała z plecaka kosmetyczkę oraz koszulkę nocną. Pokręciła głową widząc uśmiechniętego od ucha do ucha bruneta i poszła do pod prysznic. Marcos zdjął bluzę i wziął do ręki zabraną z recepcji ulotkę. Miał szczęście, gdyż była w dwóch językach, a angielski znał. "Love Hotel" - przeczytał na kolorowej kartce. Gdzieś już o tym słyszał... Słynne japońskie Hotele miłości. Możesz wynająć pokój na noc, a później zabawiać się z kobietą na różne sposoby... Skoro już tu są... Mają poznawać uroki i zwyczaje państw... To czemu by nie spróbować? Z rozmyślań wyrwał go dźwięk otwieranych drzwi łazienkowych, z których wyszła Alexandra. Schował szybko ulotkę do kieszeni i się uśmiechnął. - Co tam schowałeś?
- Co? Ja? Gdzie? - udał, że nie rozumie o co chodzi jego dziewczynie.
- No ta karteczka, którą schowałeś do kieszeni. - powiesiła ręcznik na oparciu fotela i wsunęła się pod niebieską kołdrę.
- Wszystko widzisz... - zaśmiał się i podał jej ulotkę wstając z łóżka i podchodząc do swojego plecaka, żeby wyjąc z niej potrzebne do kąpieli rzeczy.
- Hotel miłości? - spojrzała na niego unosząc brwi.
- No... To dosyć popularne w tym kraju. Tak przypadkiem zobaczyłem w recepcji i chciałem zobaczyć co to.
- Chcesz tam iść?
- No wiesz... Skoro mamy korzystać z tej podróży i poznawać różne rzeczy to... Możemy skorzystać również z tego prawda?
- Seks już w drugi dzień? - blondynka zaśmiała się i rzuciła w bruneta poduszką.
- Kotku nie złość się... No zobacz jakie tam pokoje mają...
- Tak własnie widzę... Z łańcuchami, gdzie można przypiąć ręce i nogi. Chcesz, żebym cię torturowała?
- Hmm... Myślę, że możemy na zmianę. - wykrzywił usta w szerokim uśmiechu.
- Marcos! - po raz kolejny rzuciła w niego poduszką, ale tym razem czekoladowooki uniknął ciosu i czmychnął szybko do łazienki. Alexandra pokręciła głową z rozbawieniem i odłożyła ulotkę na stolik. Fakt ma to być podróż ich życia, w której mają spróbować wszystkiego co tylko można. Wtuliła głowę w mięciutką poduszkę i przymknęła oczy. Jutro się okaże co będą robić... Nic nie jest zaplanowane, przez rok mają żyć z dnia na dzień nie martwiąc się o nic.



Brak komentarzy:
Prześlij komentarz